W środę (19.I) odbyła się konferencja z serii Rewolucja w finansach pod tytułem “Banki w social media – różne oblicza działalności”, na której znalazłem się dość przypadkowo. Jednak to czego doświadczyłem w związku z nią i co tam zobaczyłem wywołało we mnie taką chęć opisania tego, że postanowiłem popełnić ten samobójczy wpis. Samobójczy, bo jak to ja, lubię dobitnie wytknąć co mi się nie podobało. Do tego personalnie…
Zacznijmy jednak od początku. A początek skrywa się w mgle wspomnień i wrażeń…
Na jakiejś stronie (najprawdopodobniej Internet PR) znalazłem informację o wymienionym wyżej wydarzeniu. Na stronie www.rewolucjawfinansach.pl, znalazłem tylko informację, że coś takiego będzie się dziać 19 stycznia. Nie przypominam sobie, żeby była tam informacja o prelegentach, a tylko prośba o rejestrację, której oczywiście dokonałem. Przezornie wbiłem sobie to wydarzenie do kalendarza. Działo się to w poniedziałek 10 stycznia.
O 13:43 18 stycznia dostałem potwierdzenie rejestracji wraz z zaproszeniem na “seminarium”. Jako załącznik dodany był program spotkania. Byłem bardzo zaskoczony tak późnym zaproszeniem. Zresztą mojemu zdziwieniu dałem od razu wyraz na epijarowym fanpag’u.
W związku z tym, że miałem trochę rzeczy do ogarnięcia (mówiłem, że jestem zabiegany?) musiałem bardzo wcześnie wstać, co spowodowało, że o 17.00 gdy dojechałem na spotkanie byłem dość bardzo zmęczony i bardzo wkurzony. Piszę o tym, bo to przełożyło się na mój odbiór spotkania. Z badań wynika, że osoby niezadowolone analizują o wiele bardziej racjonalnie niż te zadowolone (niestety chwilowy brak źródła, jeśli ktoś będzie zainteresowany – pisać, na pewno znajdę).
Na kampusie UW nie było mnie już trochę czasu, a więc zanim odnalazłem budynek dawnego CIUW, zaliczyłem między innymi wydział Prawa i Administracji. Po czasie zorientowałem się, że Androidowa przeglądarka nie doładowała grafiki ze strony na której była wizualizacja miejsca (choć dałbym sobie rękę uciąć, że jej tam nie było), a niestety mapa Googla ze strony organizatorów doprowadza tylko pod bramę uniwersytecką.
W każdym razie dotarłem spóźniony i rozbiłem się od razu o mur osób czekających pod salą. Sala dosłownie pękała w szwach. Praktycznie każda wolna przestrzeń była zajęta, jeśli nie przez stojących ludzi, to przez ich kurtki, plecaki czy teczki. Mało tego, okazało się, że klimatyzacja nie działa.
Zanim udało mi się znaleźć pozycję, która pozwalała na uważne słuchanie, pierwszy prelegent, czyli ktoś z agencji Neuron odpowiadającej za tę hekatombę, skończył swoje wystąpienie. Po nim wyszedł przed spoconych słuchaczy Sebastian Bykowski – Dyrektor Generalny, i nie tylko, PRESS-SERVICE Monitoring Mediów Sp. z o.o., który w założeniu miał opowiedzieć o “różnicy w zabarwieniu emocjonalnym przekazów w mediach tradycyjnych i mediach społecznościowych”. Powiem szczerze, że po osobie z firmy badawczej spodziewałem się standardów naukowych, dlatego bardzo mnie zdziwiło, że z mojego miejsca w tłumie, praktycznie nie widziałem żadnych informacji skąd pochodzą prezentowane dane. Najprawdopodobniej w ogóle ich nie było. Co do prezentowanej wizji mediów społecznościowych uderzyła mnie przebijająca się myśl, że “social media nagle nas napadły i zburzyły nasz bezpieczny świat i teraz trzeba się poruszać w chaosie negatywnych komentarzy, które się TAM pojawiają, a których jest nieproporcjonalnie więcej niż w innych mediach”. Przy czym w tej wizji portale internetowe zostały przedstawione jako media tradycyjne. Zamurowało mnie. Osoba, która od ponad 10 lat zajmuje się monitoringiem mediów twierdzi, że SM nagle ich (kimkolwiek “ichni” są) napadło. Negatywne komentarze zawsze były w Internecie. Od 2004 roku istnieje digg, wykop od 2006, gg kolejny sztandar wirusowości informacji od 2001. Narzędzia viralowe były, więc jak można twierdzić, że negatywnych wirusów nie było? Szkoda, że przedstawiciel branży badawczej nie może powiedzieć, że branża badawcza nie miała narzędzi, aby badać ten ruch, więc o nim nie mówiła, bo dla niej był marginalny (w końcu jak się o czymś nie da zrobić badań, to tego nie ma dla branży). Już nie wspomnę o prostym szacowaniu z wyników normalnych badań zadowolenia klientów…
Kolejną rzeczą która mnie powaliła było stwierdzenie, że “jeszcze dwa lata temu można było się spierać czy media społecznościowe są chwilowym trendem, modą czy czymś”… No właśnie czym? I kto mógł się spierać? Bo dla każdego kto cokolwiek czytał o społeczeństwie sieciowym, o którym się pisze szerzej od lat 90, taka droga była bardziej niż jasna. Rozumiem, że w Poznaniu nie czytało się Castellsa. Do tego rok 2008 był w pewien sposób przełomowy. To wtedy Mark Zuckerberg został najmłodszym miliarderem świata. Jeśli był to szerzej dyskutowany temat to zakończyło go przyznanie tytułu człowieka roku Times’a “Tobie”, ale to było w 2006 roku… No, ale tak zapomniałem, to było na świecie… A w Polsce? W Polsce rok 2008 był rokiem Naszej Klasy, więc jeśli ktoś nie znał trendów światowych mógł to uznać za znak nadchodzącej rewolucji… Koniec pastwienia. Przynajmniej Pan Bykowski nie miał problemu z dobrym zaprezentowaniem siebie, w przeciwieństwie do swojego następcy.
Kolejny prelegent Tomasz Lipiński, który kieruje wydziałem marketingu internetowego i eCommerce w mBank-u chciał przedstawić prezentacje “Czy każda instytucja finansowa musi komunikować się za pośrednictwem mediów społecznościowych?”. Napisałem chciał ponieważ mam wrażenie, że jej nie przedstawił. Nic, ale to kompletnie nic, nie zostało mi w pamięci. Może jedno stwierdzenie, że “niektórzy proponują, aby komunikować się (reklamowo) już tylko za pośrednictwem mediów społecznościowych”. Nie chcę żeby zarzucano mi mijanie się z prawdą, ale nazwałbym kłamcą osobę, która by mi to powiedziała w twarz. Jeszcze nie spotkałem, nie czytałem, ani nie słyszałem o osobie, która by postawiła tak silną tezę. Jeśli ktoś taką zna, będę bardzo wdzięczny za link, bo nie mam czasu czytać całego Internetu.
Oprócz powyższego mogę tylko stwierdzić, że dawno mnie tak nikt nie uśpił podczas prezentacji. Wolne, przewlekłe mówienie przeplatane niby śmiesznymi tekstami od prowadzącego spotkanie Michała Macierzyńskiego, to rzecz tylko dla wytrawnych bywalców klubów dyskusyjnych. Mam szczerą nadzieję, że kilka porządnych szkoleń z autoprezentacji i w ogóle z prowadzenia prezentacji będzie wpisane do kalendarza “to do” Tomka.
Całe szczęście po tej „piaskowej drodze” nastąpiła przerwa, która była szansą na przebudzenie oraz dała szansę ucieczki osobom już zniechęconym.
Po przerwie na już lekko wywietrzonej oraz luźniejszej sali dało się wysiedzieć.
I w takiej przyjemnej atmosferze Małgorzata Wagner Dyrektor Departamentu Komunikacji Marketingowej w Banku BGŻ rozpoczęła prezentację o wdzięcznym tytule “„Kocham rower” na facebook’u”. Nie robiłem wcześniej research’u na temat obecności polskich banków w polskich mediach społecznościowych, ale niejako z rozpędu uznałem, że większość z nich tam jest (mój bank jest). Wiem jednak z wcześniejszych doświadczeń i lektur zagranicznych przypadków, że to jeden z najtrudniejszych rynków (finansowy) dla tego typu działalności i częściej może ona zaszkodzić niż pomóc. Dlatego sam początek prezentacji wydał mi się szalenie interesujący, tzn. opisywanie jak bank, którego główni klienci żyją w miejscach raczej niekojarzących się z szerokim dostępem do Internetu, stawia pierwsze kroki na FB. Taktyka na rower wydała mi się dość rozsądna, choć sposób jej uzasadnienia już niekoniecznie. W momencie w którym dyrektor marketingu mówi, że praktycznie decyzją do takiej działalności była obawa “kto by chciał lubić taki bank jak nasz na FB”, to można złapać się za głowę. Zabrzmiało to bardzo słabo, gdy inne banki nie miały tego problemu. Zastanawia mnie jak można poddawać w wątpliwość sens istnienia w świecie poza Google. Pisząc świat poza Google mam na myśli FB, który jest obecnie największym wirtualnym miejscem w Polsce, gdzie Google jest na cenzurowanym i indeksowanie stron jest delikatnie mówiąc trudne. Do tego FB ma swoją wyszukiwarkę, więc jeśli ktoś tam by szukał to nic nie znajdzie o BGŻ, a szkoda w końcu już tam są i płacą za to.
Dłużąca się część prezentacji opowiadająca o samym banku i jego produktach dość szybko zniechęciła słuchaczy, sala dosłownie zaczęła szumieć. Reakcja Pani Wagner była ciekawa – ściągnięcie twarzy i mówienie głośniejszym, bardziej surowym głosem. Poczułem się jak w liceum.
Brak jasnej i precyzyjnej informacji o powodach i taktyce działalności (skomkplikowana i pokrętna była) spowodował, że wystąpienie uznaje za niezbyt udane. Zamiast Pani Wagner powinni się w tej saunie znaleźć przedstawiciele agencji, którzy umiejętnie by obronili pomysł. Mam zresztą wrażenie, że w kierunku sali zostało puszczone oczko w tym temacie, ponieważ rzadko słyszy się informacje, że podpisano umowę z agencją na 6 miesięcy, a że dwa już minęły, to klient (Pani Wagner) będzie się niedługo zastanawiał jak dalej będzie wyglądała współpraca…
Zdecydowanie urzekła mnie wypowiedź odnośnie kosztów tej półrocznej działalności, które “są niczym w porównaniu do trzech dni reklamówek w prime time, a może nawet jednego”. Ten argument jest najlepszym, aby zmotywować każdą większą firmę do odważnego eksperymentowania. Szczególnie w czasach gdy jeszcze polski użytkownik FB lubi co popadnie.
Zapomniałem wspomnieć, że Pani Wagner nie prezentowała sama. Asystował jej pomocnik odpowiedzialny za działalność na FB. Jednak nie pamiętam jak się nazywał, a na stronie “seminarium” brak tej informacji. Do tego wypowiedział dosłownie kilka zdań, ale za to konkretnych przychodząc w sukurs przełożonej.
Po BGŻ-ecie. Zaprezentowało się Inteligo/PKO BP. Niestety nie pamiętam kto prezentował . W każdym razie doskonały duet – niewysoki empatyczny ziom w dreadlockach z niskim przyjemnym głosem, który w garniturze wyglądał prawie naturalnie, oraz wysoka szczupła dziewczyna o ostrym głosie i surowym wyglądzie. Po wcześniejszych prelegentach zabłysneli niczym banda Drombo (edit: czytelnicy i zainteresowani potwierdzili, że prezentację ze strony Inteligo prowadził Łukasz Leśniak, zaś z PKO BP Agata Lipiec). Cały czas wyraźnie komunikowali hasło – pełna otwartość na klienta i popierali je konkretami ze swojej facebook’owej codzienności. Jasno wyrażali, że nie muszą działać pospiesznie, że mają czas. W moim mniemaniu to doskonały dowód, że działają wg jasno określonej strategii, za którą stoi doskonałe merytoryczne przygotowanie do tematu SM.
Wg informacji ze strony Inteligo ich prezentację będzie można obejrzeć na stronie bankiera. Jak tylko tak się stanie na pewno podczepie linka. Jednocześnie mam nadzieję, że na dniach pojawią się informacje o prelegentach na właściwej stronie.
Po bandzie Drombo z PKO mieliśmy przyjemność usłyszeć Pawła Lipca. Widać było, że Paweł jest w swoim żywiole, choć mam wrażenie, że za bardzo starał się mówić słowami innych ludzi. Jego prezentacja z miejsca mogłaby się stać stroną pod tytułem “cytaty, aforyzmy, sentencje”. Co nie zmienia tego, że to było chyba jedyna część “seminarium”, która tak naprawdę była seminarium. Trochę wolnych myśli i co najważniejsze:
Widać, że Paweł przyswoił najważniejszą wiedzę socjologiczną.
Na sam koniec Tomasz Gackowski i Marcin Łączyński z MTResearch, zaprezentowali swój zaczątek pracy badawczej pod tytułem “„Lubię to” interaktywność Banków na facebook’u”. Trochę analizy jakościowej i ilościowej wybranych bankowych stron, które traktuję jako pierwsze przymiarki do stworzenia wiarygodnego narzędzia do takich analiz. Dla facebookowych shinobi niektóre wnioski mogą być przydatne, ale dla badacza ilość miejsc, w których trzeba jeszcze wiele naprawić, dyskwalifikuje te wyniki. W każdym razie życzę Tomkowi i Marcinowi, żeby udało im się skonstruować takie narzędzie, którego smaczek zaprezentowali i wprowadzić je do stałej oferty. Przy okazji mam nadzieję, że uda im się wyedukować kilku klientów w metodologii, a może nawet w statystyce 😉
Na tym się skończyło rewolucyjne “seminarium”. Ostatki uczestników z ulgą na twarzy wychodziło z sali…
Jak na jeden wpis ilość tekstu przygniata nawet mnie. W związku z tym pozostałe uwagi zostawię sobię na następny weekendowy lub po-weekendowy wpis.
Wpis jest oddany na gorąco, więc zapewne w sobote będzie duży edit korektorski. Za wszelkie błędy stylistyczne i ortograficzne uprzejmie przepraszam.
Mam nadzieję, że nikt z wymienionych (jeśli jakimś trafem to przeczyta) nie poczuje się dotknięty i przyjmie moje słowa jako konstruktywną krytykę.
Do napisania, Epijar.